Odrzucam na chwilę wszystkie przeświadczenia.
Wszystkie - włącznie z tym, że istnieję jako konkretna jednostka, a nawet z tym, że umrę (bo to także nic innego, niż przeświadczenie).
Znajduję się na mgnienie oka w jakiejś czystej, surowej przestrzeni.
Patrzę, jak wszystko po heraklitejsku płynie.
Co to znaczy – myślę – czym to jest?
Natychmiast przychodzą znane odpowiedzi.
Opada kurtyna.
Ale już wiadomo, na czym opiera się codzienność. Coś już się wie. I szuka się sposobu na wygranie z zimnem, z bólem, nudą, strachem, bezsensem i obawą przed nimi.
Chciałoby się znaleźć w tej surowej, czystej rzeczywistości i dać się jej rozszarpać na strzępy, bez pamięci i bez troski rzucić się na wiatr, rozwiesić na gołych gałęziach skórę i kawałki ciała. Niech je jedzą wrony.
Prawa rządzące światem, czy to w skali mikro, czy makro nie są powszechnie znane, wobec czego nie jest zrozumiane miejsce człowieka w świecie. A miejsce to zdaje się być bardzo niekorzystne. Oszukujemy sami siebie i dajemy się oszukiwać przyrodzie. Jako zwierzęta obdarzone ograniczoną, działającą wybiórczo świadomością, zamykamy się na wiedzę o naszym rzeczywistym położeniu.
***
Czy wobec wartości przyjętych przez ludzkość, wobec uogólnionych zasad wytworzonej przez nas moralności, przedłużanie istnienia ludzkości nie jest złem, przez to że nierozerwalnie wiąże się z generowaniem zła?
***
Czy większość działań, które podejmuje człowiek na rzecz kultury, nie ma na celu jedynie rozbudowywania iluzji jakoby był jakiś sens w kontynuowaniu życia istoty, której istnienie okazuje się nieznośnie przypadkowe?
***
Co myśleć o tym, że jesteśmy biologiczną maszynerią, bez jakiejś duszy i wolnej woli? Wola to tylko ciąg decyzji, wyborów z góry przesądzonych energetycznie. Świadomość, mylona z duszą, ma więc za zadanie jedynie wspieranie naszej skończonej egzystencji, w której ostateczną wartość stanowi coś tak trywialnego, jak przekazanie genów i wychowanie potomstwa.
***
Nawet myśl tego rodzaju jak ta, którą proponuję, jest prawdopodobnie koniecznym wykwitem jakiegoś podświadomego „programu ewolucyjnego ludzkości” na taki a nie inny czas. Przeczuwamy już wyraźnie zagrożenie przeludnieniem i kontrolę urodzeń, jako konieczność - gatunek instynktownie przewiduje zbliżający się kryzys i przygotowuje się do przetrwania go. Stąd powstające coraz częściej myśli, które mają stać się podłożem dla (prawdopodobnie) radykalnych rozwiązań.
***
Ludzka świadomość jest przereklamowana w swojej skuteczności (bo bardzo wybiórcza) i nie może stanowić dowodu na rzeczywistą autonomię jednostki ludzkiej.
***
Czy, wobec ludzkiego uogólnionego poczucia estetyki, życie - te wzajemne zależności istot- w swoich prawdziwych przejawach (czyli bez odurzenia przyjemnościami) nie są tylko obrzydliwością i groteską?
***
Prawda o naturze jest zupełnie inna od tego, co jesteśmy przyzwyczajeni nazywać pięknem natury, dostrzegając tylko pozór, fasadę, która w istocie jest projekcją naszych pragnień, rzutowaną na rzeczywistość.
***
Większość wytworów kultury synchronizuje ludzkie umysły i petryfikuje nawykowe myślenie - iluzoryczne treści, które tłumią prawdę o egzystencji. Aby poznać prawdę, móc ją do siebie dopuścić, konieczne jest wyjście poza synchronizację z nawykowym myśleniem - i co najważniejsze - odrzucenie przeświadczeń, zakwestionowanie ich, jakkolwiek by się nie wydawały „oczywistymi prawdami” (przeświadczenie, że się umrze również należy do nich!). Tak
zwane "oczywiste prawdy" są maskami ukrywającymi „prawdy
rzeczywiste”. Ale „prawdy rzeczywiste”, ten budulec świata,
maskują byt.
Jestem na bagnach i przyglądam się ptakom. Samica dzikiego łabędzia czyści pióra od pół godziny. Samiec obserwuje najbliższe otoczenie. Wydaje się, że nie niepokoi go nic, co dzieje się dalej niż trzydześci metrów od gniazda. Dlaczego zajmują się tylko tym? Czy ten samiec wie, że istnieje?
Ale co to znaczy wiedzieć, że się istnieje? Czy nie jest to tylko szeroko zakrojona świadomość okolicy, wynikająca z obserwacji - pewnego rodzaju „instynkt powiadamiania” o swoim położeniu - skaner, monitorujący sytuację wewnętrzną i zewnętrzną organizmu?
Przecież ja sam wiem o sobie, że istnieję tylko wobec czegoś. I jest to efekt obserwacji podobnej do tej, której dokonuje teraz samiec łabędzia, orientując się w sytuacji i starając ją kontrolować ze względu na bezpieczeństwo swoje, samicy i gniazda.
Ludzka „okolica”, która składa się na świadomość, jest po prostu dużo szersza, natomiast mechanizm tego instynktu jest podobny - to funkcja "powiadamiania" o swoim stanie i najważniejszych uwarunkowaniach w danym czasie i przestrzeni.
Nie ma mowy o odnalezieniu w ten sposób jakiejś "istoty rzeczy", jakiejś ukrytej prawdy o świecie albo o swojej naturze, ponieważ każde postrzeżenie dokonuje się względem czegoś zewnętrznego, a więc również uwarunkowanego postrzeżeniem, przy czym sam podmiot obserwujący jest dla siebie samego postrzeżeniem "zewnętrznym".
Gdybym spojrzał na siebie tak, jak patrzę na tego samca łabędzia, będąc, powiedzmy, „bardziej świadomą istotą” od niego, uznałbym że jestem wyłącznie funkcją świadomości - mechanizmem powiadamiania. Mechanizmem, który na podstawie obserwacji sytuacji wokół, czyli tego, do czego przymuszają go instynkty, stara się wyrokować o jakiejś "istocie siebie".
Dlaczego się o to stara? Czy to nie przedłużenie tej samej woli kontrolowania otoczenia, która sprawia że łabędź czuje zadowolenie, kiedy po prostu rozgląda się wokół gniazda, z poczuciem spełnienia w swojej prostej, narzuconej instynktem, roli?
Wyobraźmy sobie paleolityczną jaskinię. Wokół ogniska chroni się niewielka społeczność myśliwych i zbieraczy. Na zewnątrz groźna noc - kły i pazury drapieżników czyhają w ciemności. A tutaj, bezpiecznie i ciepło wokół ognia, który rzuca magiczne refleksy na pokryte malowidłami ściany.
Oczy ludzi zwrócone są w stronę płomieni. Obserwują jak ogień, liżąc kawałki drewna, pochłania je. Te ułożone w centrum spalają się szybciej. Co to oznacza? Czy tam znajduje się jego największa moc, serce ognia?
Ale ułożone obok siebie patyki nie płoną już tak dobrze jak te układane na krzyż.
Krzyż - ten kształt - ogień musi go znać i cenić...
Czy to jest jego ukryta forma? Jego dusza?
Tak, chyba tak! Dalsze próby potwierdzają, że patyki ułożone w ten sposób, są przez ogień przyjmowane szybko, a z tymi rzuconymi bezładnie obchodzi się on niedbale.
A więc, ta forma ma znaczenie - istotą ognia, jego duszą, są rozchodzące się promieniście z centrum ramiona.
Odkrycia pojawiają się jedno za drugim i ciała zgromadzonych przenikają dreszcze niesamowitej, zaskakującej wiedzy - właśnie poznali boga, który daje im ciepło, światło i ochronę.
Obraz jego ducha należy zapamiętać, zachować przy sobie i przywołać w każdej potrzebie.
Krzyż i krzyż w kole... Wreszcie okrąg, wypełniony promieniami, krzyżującymi się w centrum.
Wokół ziemskiego ognia zbierają się ludzie, a drapieżne zwierzęta wystrzegają się go.
Najwyraźniej wiedzą, że jest obrońcą ludzi.
A może także ojcem?
Na takie wnioski przyjdzie jeszcze czas.
Na razie ogień łączony jest ze słońcem - są jak syn i ojciec.
Niebiański ojciec ziemskiego ognia - słońce - staje się przewodnikiem. Za dnia jest przewodnikiem ludzi, a w nocy prowadzi duchy, kiedy co wieczór kryje się za horyzontem, by oświetlać krainę podziemną, miejsce przebywania umarłych.
Wydaje się, że w ten właśnie sposób powstał symbol krzyża. W akcie nieświadomej kreacji wypłynął z głębin ludzkiego, w pełnym tego słowa znaczeniu - zwierzęcego - umysłu.
W nadchodzących tysiącleciach pojawiał się będzie we wszystkich kulturach, przybierał najróżniejsze formy i wchłaniał rozmaite znaczenia. Niektóre z tych znaczeń, z czasem przesłonią jego pierwotną treść.
Nawet dzisiaj jednak, jest ta treść możliwa do odnalezienia i odczytania, kiedy stworzy się jej odpowiednie warunki. Pojawia się wraz z jakimś przenikającym dreszczem zdziwienia i obrazami, które niegdyś towarzyszyły wyłanianiu się tego symbolu z ciemnej, nieświadomej sfery.
Można powiedzieć, że życie jest zadziwiającym fenomenem czegoś pośród niczego, jakiegoś bytu rozpiętego w niebycie. I jako takie warte jest by je przeżywać i dziwić się nim.
Ale kiedy przyłożymy taką naiwną afirmację do znanych obrazków zła i cierpienia - głodujących dzieci, kalectwa, zarazy, nędzy, raka, niewinnej głupoty, terroru… itd. itd. - to wydaje się ona jakąś ślepotą.
Jak można cieszyć się życiem i godzić na nie, wiedząc czym życie jest?
A jest pożeraniem mocy: jeden korzysta, gdzie drugi traci. Bez przemocy życia nie ma. A jeśli wydaje się inaczej - to tylko złudzenie wynikające z niewiedzy.
Afirmacja życia oznacza więc zawsze ustawianie się po stronie kata.
I taką myślą uderza "Idź i Patrz" z 1985 r.
Zwierzęce pragnienie młodej dziewczyny, by "kochać i rodzić" staje się kompostem, na którym wyrosnąć muszą kiedyś kwiaty zła. Niewinne, z początku w swojej naiwności. Tak samo niewinne pozostaną w swoim ślepym okrucieństwie.
Bo wszystko jest wolą mocy.