piątek, 28 kwietnia 2017

Mistyczne iluzje, a bydlęca prawda

Ilustracja ze strony: https://www.facebook.com/dwarfdigital/?pnref=story


Neolityczna świątynia - film

Mysterium tremendum, mysterium fascinans Rudolfa Otto i wszystkie inne doświadczenia mistyczne, oparte na uczuciu ożywiającym wyobraźnię, są oczywiście iluzoryczne, ale czy cały świat rozpościerający się w naszych umysłach - jego obraz – każde piękno i brzydota - czy nie są iluzją również?

Pomyślałem o tym oglądając powyższą wizualizację neolitycznej świątyni pod gołym niebem, gdzie zaraz za granicami miejsca kultowego rozlokowane były zagrody dla bydła. Ludzie, uczestnicy, w uniesieniu przeżywający świętość miejsca i głębię misteriów przemiany pór roku… Wyobraziłem sobie jak po skończonym obrzędzie, z roztańczonymi jeszcze duszami, wychodzą wprost na zagrody. A tam, odporne na piękno, obojętne i ufne, nieświadome ani czasu, ani ludzkiego świata z jego fascinans i tremendum, „czyste”, bo wolne od subtelnych drgnień iluzji, krowy, spokojnie przeżuwające trawę…

Bydło czyste, bo nieprzeczuwające nawet głębi nieistniejącego, które majaczy pod kapturem tajemnicy.
Bydło niewiedzące, że nie ma tam nic poza pustym miejscem, wokół którego snują się wielobarwne wstęgi tęsknot, stwarzających ludzki świat.

piątek, 14 kwietnia 2017

Nieubłagany program zmartwychwstania

Hieronim Bosch, Ogród rozkoszy ziemskich

Podczas gdy rozpada się stary świat, wciąż daje się słyszeć świąteczne klaskanie w dłonie. Tak reorganizuje się zmęczony, zmierzchający porządek.
Porządek, którego pełnia przypadła na epokę średniowiecza. Wtedy to właśnie, system społeczno-kulturowy Europy barbarzyńskiej osiągnął swoją największą autonomię, a jego podstawa ideologiczna – religia chrześcijańska – spełniała wzorcowo swoją funkcję organizującą, stanowiąc bryłę, której nie były w stanie skruszyć nawet wybuchające tu i ówdzie herezje.
Dzisiaj zaś, faktycznie daje się wyczuć zmierzch ery. System rozpada się i wymaga odnowienia - odrodzenia na nowym poziomie. To, co dawne, nie może już zostać utrzymane, ani poprzez konserwację, ani poprzez gwałtowne rewolucyjne wyładowania, tak jak nie sposób przedłużyć życie starego człowieka, animując go prądem.

Obserwując społeczność przygotowującą się do „świąt zmartwychwstania”, których funkcja polega na cyklicznym odnawianiu systemu informacyjnego, organizującego tę społeczność, odczuwam te zabiegi jako nieświadome, automatyczne próby przedłużania agonii.
Stary świat rozpada się i jakkolwiek religia stara się z całych sił tego nie dostrzegać, to oczyma popkultury człowiek próbuje jednak zrozumieć ten straszny proces. Opowiada więc sobie na nowo stare mity odnowienia.

Dwa najważniejsze prezentują skrajnie odmienny scenariusz zakończenia.

Władca Pierścieni rysuje wizję sprzeczną z naturą i prawidłami, według których toczy się koło historii. Jest więc to wizja utopijna. Oto, po odparciu sił ciemności, system kulturowy „Ludów Zachodu” zostaje uratowany. Kończy się jednak pewna era, a wraz z nią ze Śródziemia znika magia i wszelkie jej przejawy. Nastaje era ludzi, a jej istotną cechą jest wyraźne odczucie pustki, „spłaszczenia” świata, który staje się pewnego rodzaju wydmuszką. Formą odartą z treści, gdzie „system” tak naprawdę nie zostaje odnowiony, lecz z wolna zanika. Na jego miejscu pozostają ruiny – ludzka kultura, w której zgasła już jakaś iskra, stanowiąca o jej istocie. Jest więc to wizja tylko pozornie szczęśliwa i optymistyczna, w istocie zaś zaświatowa i chciałoby się powiedzieć „egipska”, ponieważ stanowi zwieńczenie zachowawczych dążeń, wynikających z lęku i żalu, które doprowadzają do pewnego rodzaju mumifikacji. Tolkienowski świt nowej ery nie przynosi więc świata doskonalszego, lecz gorszy - ubogi cień poprzedniego.

Zupełnie inaczej przedstawia się śmierć systemu w Matrixie, gdzie do odnowienia potrzebny jest klasycznie umierający i zmartwychwstający wybraniec-mesjasz.
System zostaje tam zreorganizowany całkowicie, dokładnie tak, jak opisuje to wzorzec symboliczny świąt religijnych kalendarza rolniczego. Świat - Matrix - faktycznie umiera i odradza się wedle zawartego w sobie, koniecznego scenariusza, którego elementem, programem, jest nieświadomy swojej funkcji mesjasz-wybraniec. Mesjasz i jego antagonista dokonują zniszczenia i umożliwiają ponowne narodziny systemu, który gdyby pozwolić mu trwać, psułby się, coraz częściej wydając z siebie rzesze rebeliantów i wadliwie działających programów. Musi więc umrzeć, by dzięki niesionej w sobie informacji, dla której żyją i umierają miliardy jego komórek, odrodzić się w młodej i lepszej formie.
Bezpośrednią przyczyną pojawienia się (ukształtowania) mesjasza i jego antagonisty jest zawsze to samo – przypadek – konieczna właściwość autonomicznego, samoorganizującego się systemu.

System społeczno-kulturowy ewoluuje więc, dzięki informacji o jego „odświeżaniu”, przekazywanej w formie symbolicznej, czego wyrazem są między innymi cykliczne święta zmartwychwstania przyrody. Jest to więc rodzaj żywej pamięci, której nośnikami są jednostki ludzkie, nieświadome rzeczywistej i brutalnie funkcjonalnej istoty treści, które niosą poprzez czas, poprzez mechaniczne powtarzanie wyuczonych zachowań.

Świętujmy więc, bo śmierć świata, który znamy i jego zmartwychwstanie, zapisane są w programie, który przekazujemy - chcąc tego czy nie - w wiecznym dramacie, który dla nas stanowi pełną treści fabułę, ale widziany z boku jest tylko grą nieczułych i bezrozumnych potęg Konieczności.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Współczesność zawsze wymaga przezwyciężenia



Twórczość jest formą buntu. Bywa bardziej lub mniej napędzana buntem przeciwko rzeczywistości i jest znacząca tylko jako sposób wyjścia ze znienawidzonej współczesności. Staje się wtedy najważniejszą aktywnością. Przeszłość i przyszłość są formami mitu, który snujemy sami dla siebie, ponieważ nie znosimy teraźniejszości. Jej banalna zgoda na to co jest - na brzydotę, na pospolitość - jest nie do przyjęcia, dlatego wymaga ciągłego zaprzeczania. Pospolitość i brzydota to cechy każdej współczesności. Przeszłość ma nad nią tę wyższość, że grzebie je w zapomnieniu, zaś przyszłość w ogóle nie chce ich widzieć. Bunt szuka więc wyniesienia poza szare, martwe za życia społeczeństwo przystosowanych. W wyniesieniu tym upatruje zbawienia - wejścia do jakiegoś życia prawdziwego i ratunku od śmierci z bezsensu. Próbuje porozumieć się ze światem i odnaleźć we współczesności miejsce dla siebie - w tym „co jest”, a nie „było” lub „ma być”, umieć odnajdować piękno. Brzydota i pospolitość sprawiają, że bunt powraca wraz z bólem, by nam towarzyszyć i konstytuować ludzki świat.

Czasem da się odczuć i niemal zobaczyć grupę duchów, które się na swojej drodze przygarnęło, i które stają obok, jako wsparcie. Szepczą wtedy słowa przypomnienia o ukrytym, o treści która domaga się zaistnienia, o tym co należy chronić i pielęgnować, podsycając w sobie płomień oporu przeciw zastanemu.

Największym problemem i czynnikiem depresyjnym bywa tutaj stereotypowe przekonanie, że z buntu się wyrasta i jest on zawsze objawem niedojrzałości, że należy go z siebie usunąć jako infantylny relikt okresu dorastania. Poddanie się temu przeświadczeniu sprawia, że jeszcze trudniej znieść ludzi, którzy reprezentują postawę skrajnej uległości wobec świata i życia. Zwłaszcza uległości religijnej.
Bunt dojrzały, znający siebie samego – taki, który obdarza zgodą na rolę wiecznego opozycjonisty – staje się jedynym oparciem w zmienności wiecznego „teraz”, w egzystencji, pozbawionej jakichkolwiek stałych wartości.

Odrzucając każdy schemat, zwłaszcza własny - automatycznie narzucający się - nie poddawać się koleinom, poszukując wciąż nowych dróg. Z energią, lecz bez mozołu. Drogi te, to ścieżki w gęstym lesie. Jednak stąpa się po nich lekko. Znakiem właściwej ścieżki jest entuzjazm. Koniecznością by się na niej utrzymać - nieustanne wykraczanie poza konwencje.

Świadomość takiej roli implikuje gotowość do walki. I w tym miejscu rodzi się spokojna akceptacja, z której następnie wypływa podniecenie przygodą, wyczekiwaną niczym przynależne nam, chociaż wciąż nieznane, dziedzictwo – obudzenie nie tylko świadomych, ale też ukrytych władz ducha.