Dusza kosmiczna – XVII-wieczna rycina. Robert Fludd, Utriusque cosmi maioris scilicet et minoris metaphysica, physica atqve technica historia (1617–1618), domena publiczna |
Jestem nabrany, bo wierzę w to, co mi przekazano, i w co kazano wierzyć. Wierzę w same bajki: że muszę wstawać co rano o świcie, iść do pracy po to, żeby dostać kasę i żyć za nią dalej. Z dnia na dzień. Wierzę, że chodzę po ogromnej kuli, zawieszonej w jakiejś gigantycznej ciemnej przestrzeni, która, tak naprawdę, nie wiadomo skąd się wzięła, czym jest i do czego zmierza, jeśli w ogóle gdzieś zmierza. Wierzę, że jestem osobą - sobą samym; że urodziłem się i umrę, i że wcześniej mnie nie było, a potem mnie nie będzie. Ale, pomimo tego wierzę też, że dziwnym trafem teraz jestem, na tym wycinku dziwnego istnienia, między nieistnieniem przed i nieistnieniem po. Jestem nabrany, bo myślę, że jestem, mimo że nikt (i ja także), nie potrafi sensownie określić co to znaczy, że coś jest. Bo przecież mógłbym się komuś przez cały czas śnić i to by było tak samo dobre tłumaczenie, jak to, że urodziłem się bez celu i chodzę sobie po tej dziwnej kuli, a moje chodzenie jest zupełnie pozbawione znaczenia - ot, po prostu sobie żyję... I tyle.
Czy to brzmi poważnie? Przecież dużo rozsądniej jest przyjąć, że jestem nabrany i wierzę w te nieprawdopodobne bajki, bo tak zostałem wyuczony, czy zaprogramowany (jak by sobie tego nie nazywać). A przecież brzytwa Ockhama... I nie warto tworzyć bytów ponad potrzebę. Wyobrażam więc sobie, że to jednak nie ja piszę, że to pisanie zawiera się w czymś w rodzaju snu i odbywa się jako tego snu treść. Ale czy ktoś go musi śnić? Niekoniecznie. Wydaje nam się, że ktoś, lub coś musi za tym stać, bo nabraliśmy się na nasze istnienia i postrzegamy wszystko w kategoriach istnień podobnych do nas - jakichś osób, jakichś bytów, jakichś przyczyn. I tak dalej.
Ale to wszystko może być całkiem inaczej, niż się wydaje.
Z tym, że i tak jesteśmy nabrani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz