Pójdziemy z koszami. To jakby z torbami, tylko w klimacie. Zamiast się zastanawiać się napił i nie trzeba było kombinować. Reszta jest niepotrzebną troską. Matczyną kastracją przez nadmiar kontroli. Co to będzie? Ojojoj. Pójść do Mostostalu, wypić piwo. Po co? Można lepiej. Na pewno lepiej. Lepiej będzie stonowanie. Z toną uwagi, zapobiegliwości. Zrzygać już teraz można by było gdyby. Gdyby wypadało. Ale nic nie wypadnie. Tak mama przykazali.
A dalej żyli długo i szczęśliwie. Troskali się wszystkim aż do końca swoich dni, żeby im było lepiej, a może innym także. Bo przecież nie zaszkodzi, a pomóc może. Trzeba uważać. Życie jest takie niebezpieczne. Tyle pokus czyha na panaboga. Samo sobie wyjątkiem, za wyjątkiem paru rzeczy, do których nie dorośliśmy na tyle. Piętnaście tysięcy czarnuchów, powiadam! Może więcej. Może i osiemnaście, a za rok pewnie ze dwadzieścia. Myślisz, że tak jest lepiej. A może nigdy nie było lepiej. Kto by tam wiedział. Tyle cioć już się pomyliło, że nie musimy się martwić. Zresztą, ważne żeby zrobić zakupy, a potem się zobaczy. Jakoś to będzie.
Przyszli do nich za dwa dni. Czekaj, czekaj, za trzy. Razem raźniej, po to się widzą. Inaczej oczy by nie wyewoluowały ze światła, rzecz oczywista. Piramida światła, bo skoro już rosnąć to raczej tak z czubkiem, a nie jakoś inaczej. To nawet trudno sobie wyobrazić, a przecież przyroda szuka oszczędności. Tak się mówi, więc to prawda. Wiadomo. Co by tu nie opowiadać, za jakiś czas się skończy. A co wtedy będzie? Strach pomyśleć. Może i nie warto. Zadbaliśmy o wszystko, więc teraz posiedzieć z założonymi rękami ciepło mruczeć. Znaleźć zołzę, to nie sztuka w takim cyrku. Za pięć dwunasta każda oddycha z ulgą.
Do takiego boksu trafiają tylko najlepsi. Wyselekcjonowane kurczaki na kebab walczą o życie i śmierć w najlepszym błocie. Obok jednak grzebał kogucik, jak widać, więc teraz mamy białka więcej. A to przecież nie od rzeczy jajecznica, skoro już się wylało, to się wylało. Nie ma co płakać. Lepiej więcej dosolić, byle nie za bardzo. Z drugiej strony, też mamy przerąbane, skoro już się tak mamy. Siedzimy. Stary siedział trzy razy. Oni zawsze siedzą. Tak się mówi, więc to prawda. Pytałby kto, a nikt nie odpowiada. Zajmijmy sobie jeszcze więcej momentów, byleby do śmierci. Ja, jak to były - sądzą o nim, że mógłby mieć więcej pokory. Wszystko coś znaczy przeciwnego. Przeciwtempo. Tak się mówi, choć prawie nikt nie robi, albo przynajmniej nie wie o tym. Strach nie wiedzieć, jak to mówią.
Tośmy sobie popowiadali, popa zwiodą słowa kobyły. Mają ich tam tysiące, cały legion. Więcej niż dwadzieścia tysięcy czarnuchów. Nikt nie umiera, bo tam śmieci na sprzedaż. Płynie z rzeką do morza niczym Wisła, tylko w drugą stronę. Tak też może być, choćbyśmy i dwa dni grali. Popłyniemy, a widoki będą piękne, letnie jak chleb i dęby wzrastające po burzy z samotnego hełmu. Z jedną małą dziurką na klamce. Kwitnie, kwitnie, bezkwit nocy mu się ostał. Nie za dużo? Nie za dużo. Teraz wy! Opowie pan o rycerzach, potem będą fikołki i pani z drugą głową. A nie za dużo oberwał? To straszne. Życie jest takie straszne. Tylko nie tutaj. Nie ma co się troszczyć, za to się płaci. Bezpieczeństwo albo wolność, tak powiadają. W końcu w telewizji jest wszystko za darmo. Były tam spodnie rozdarte i krwi niewiele, choć mięso wyszło białe. Obeszło się bez płaczu. Takie pogodzenie przy niedowierzaniu. Zresztą, dzień piękny, słońce, wiatr i spirytus na ranę. Wstyd ukryty, rana ukryta, strach przyszedł potem. Dzieci to są sprytne jednak. Mimo, że takie automaty proste, ale jeszcze się tam swobodnie rozchodzi. Nie wiadomo na co padnie. Potem już łatwiej przewidzieć taki przypadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz