Odrzucam na chwilę wszystkie przeświadczenia.
Wszystkie - włącznie z tym, że istnieję jako konkretna jednostka, a nawet z tym, że umrę (bo to także nic innego, niż przeświadczenie).
Znajduję się na mgnienie oka w jakiejś czystej, surowej przestrzeni.
Patrzę, jak wszystko po heraklitejsku płynie.
Co to znaczy – myślę – czym to jest?
Natychmiast przychodzą znane odpowiedzi.
Opada kurtyna.
Ale już wiadomo, na czym opiera się codzienność. Coś już się wie. I szuka się sposobu na wygranie z zimnem, z bólem, nudą, strachem, bezsensem i obawą przed nimi.
Chciałoby się znaleźć w tej surowej, czystej rzeczywistości i dać się jej rozszarpać na strzępy, bez pamięci i bez troski rzucić się na wiatr, rozwiesić na gołych gałęziach skórę i kawałki ciała. Niech je jedzą wrony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz