piątek, 14 lutego 2020

Ligotti, True Detective i pesymizm raz jeszcze

Kadr z filmu True Detective (2014)*

Czytając wciąż Spisek przeciwko ludzkiej rasie Ligottiego, tę ultra pesymistyczną filozofię, mam przeczucie, że z wolna, ale jakby organicznie, szukam w sobie kontry dla niej (być może odbywa się to we mnie w dużej mierze nieświadomie). Szukam argumentu przeciwnego. Najpierw jednak próbuję ją całkiem przeniknąć i uświadomić sobie własne źródło pesymizmu, które jest ze mną od dziecka. Pomyślałem, że być może także Nietzsche mógł swoją filozofię, swoje obrzydzenie do “człowieka” jako motłochu, do jego życia jako pustej wegetacji, budować na tego rodzaju reakcji własnej na filozofię pesymistyczną Schopenhauera, która go przecież zachwyciła, i w której początkowo odnajdował swoją wrażliwość, a którą przez całe dalsze życie starał się przezwyciężyć, wiedząc jednocześnie, że jest dla niego bazą, podstawą ujęcia świata i ludzkiego istnienia. Że jest czymś, co się wrażliwemu umysłowi narzuca samo, co jednak budzi nieufność nie tyle przez swój radykalizm, wymagający przecież odwagi otwartego, szczerego podejścia, ale przez pewnego rodzaju pierwiastek poddania się wobec przemożnej siły, która skłania do postawy całkowitego wycofania.


*Ps. W całym tym filmie (tak, wolę nazywać True Detective filmem, a nie serialem, bo jest to zamknięta całość, dzieło sztuki, a nie tasiemcowa papka do kotleta, gdzie każdy odcinek opowiada o tym samym) przewija się filozofia Ligottiego. Niekiedy są to całe zdania wyjęte z jego książki. Film pięknie obrazuje taniec bohatera z nicością, z absurdem obiektywnie "bezużytecznego życia". Metaforycznie wskazuje co jest warunkiem aktu stwórczego. Wskazuje, że dopiero spojrzenie w źrenicę pustki prowadzi do wielkiego wybuchu i jest przyczyną narodzin czegoś innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz