piątek, 8 marca 2019

Sens przyrody poza ekologią


 
"Kto widział wiatr? Ani ja, ani ty. Ale gdy liście drżą na drzewach, To wiatr przechodzi tędy. Kto widział wiatr? Ani ty, ani ja. Ale gdy drzewa pochylają swe głowy, To wiatr tutaj hula."
Christina Rossetti (tłum. Ryszard Mierzejewski)

Widziałbym wszystkie miejsca jako pozbawione człowieka. Może ktoś by mnie nazwał ekologiem radykalnym, ale widziałbym je tak ze względu na przyrodę - jej dobro - i dobro człowieka jednocześnie. Przyroda bez nas, wydaje mi się czymś czystym i godnym podziwu. Ktoś mógłby odpowiedzieć, że przecież, jeśli nie ma kto jej oglądać, to jej zachowanie mija się z celem i sensem. To po części prawda, jednak odszedłbym tutaj od ludzkiej kategorii sensu, na rzecz kategorii piękna. Zachowałbym więc przyrodę dla niej samej, ze względu na to, że stałaby się, istniejąc bez nas i po nas, pewnego rodzaju ostatnim, długim akapitem opowieści o naszym gatunku. Wiele się już zdarzyło w jego historii i myślę, że ten obraz można by w każdej chwili uznać za dokończony, lub prawie dokończony.

Pojawia się w tym miejscu tęsknota za przeszłością, która zdaje się być czymś minionym bezpowrotnie i tylko próby nieustannego jej powtarzania - zawsze w nieco innej formie - są w stanie, w pewnym sensie, ją aktualizować. Czym jest ta dziwna tęsknota? Eliade pisał: Według Platona uczenie się to przypominanie sobie. Przedmioty fizyczne pomagają duszy wycofać się w głąb siebie i – poprzez coś na kształt „wędrówki wstecz” – odkryć samą siebie na nowo, odzyskać pierwotną wiedzę, którą posiadała jako byt pozaziemski. Otóż młody Australijczyk drogą inicjacji odkrywa, że jako przodek mityczny gościł już w przeszłości mitycznej; dzięki inicjacji uczy się on robić wszystko to, co robił ongiś, na początku, gdy pojawił się po raz pierwszy w postaci istoty mitycznej.*

W tym sensie nic, co się kończy i przemija, paradoksalnie, nie przestaje istnieć, ponieważ - dopiero zakończone - dołącza do obrazu całości i w nim zyskuje znaczenie.

23.01.23. Dzisiaj dodałbym, że za milion, dwa, czy trzy miliony lat - nawet jeśli trzeba by było miliarda (świat ma na to czas) - i tak zrobi się podobnie jak teraz. Gdybyśmy bezpowrotnie zniknęli z mapy istnienia, to jakieś życie znów pewnie dojdzie do podobnego etapu. W tych warunkach to proces równie konieczny, jak to co się dzieje w gwiazdach.
Może przez jakiś czas byłoby lepiej, piękniej, mniej świadomie?

Tylko, czy ta chwilowa zmiana coś by znaczyła? Czy pustka po nas byłaby jakimś oddechem?

_______________
Przypis:

*Mircea Eliade, Okultyzm, czary, mody kulturalne, Kraków 1992, s. 8.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz