wtorek, 29 maja 2018

Którędy do króliczej nory?


Z wolna dobiegam czterdziestki. Widać stąd dwie rzeczy. Krystalizuje się stosunek do tego co warto. Niby wcześniej też, podobnie jak teraz, nie dawałem sobie wielkich nadziei na spełnienie. Jednak coś się zmieniło. Gdybym, przypuśćmy, odnalazł jakieś poczucie zadowolenia ze swojego życia, to niedługo już przyjdzie mi się nim cieszyć, zanim zacznę osuwać się w starość, a potem spadnę w nicość i moje zadowolenie okaże się tylko zabawą w drodze do tej nicości. Nic specjalnego nie pozostanie po nim - nawet pamięć, która przecież zniknie wraz ze mną, czy ostatecznie, z którymś z ludzi po mnie.
Skoro tak, to ubieganie się o spełnienie, nawet poprzez twórczość, wydaje się jakąś czynnością zastępczą, otumanianiem się i orzeźwianiem na przemian – czymś w rodzaju picia piwa w upalny dzień. Nic się tutaj nie odkrywa, ani nie tworzy. Nic, co by przetrwało bezwzględnie. Jedynie przyjemnie zabija się czas w porze upałów.

I rysuje się też druga perspektywa - ta staje się z czasem ciekawsza. Coraz więcej ufa się przeczuciu, że może być ona czymś więcej, niż obiecującą eskapistyczną iluzją. Rzeczywistość mocno już pachnie fikcją i ma się wrażenie, że w świecie zawiera się jakiś podstęp, który odciąga uwagę od tego jak jest naprawdę. Jednak prawda wydaje się teraz już możliwa, bo coraz wyraźniej widać absurdalność opisu świata przez to tylko, co dane. Przez to, co znamy. Wszyscy myślą tylko tym, co znają; przyjmują narzuconą konwencję gry. Jednak, gdyby wykroczyć poza nią i podważyć… Moje myśli okazują się w takim samym stopniu moje, jak twoje. Ani moje, ani twoje. Nie ja nimi manipuluję. Patrzę na nie, udając że nimi jestem, ale nawet nie jestem tym, co by te myśli obserwowało, bo to coś jest podobne do membrany i samo w sobie nie ma żadnej niezależności. Myślę, że wybieram, ale nie ja wybieram. Membrana wibruje tylko nie swoją wolą. Jakąś wolą mocy. Nie czyjąś nawet. Swoją samą.

Wydaje się więc teraz, że gdyby przyjrzeć się temu wystarczająco blisko, zapominając co się sądzi powszechnie (że lepiej pijąc piwo cieszyć się upalnym dniem, bo skoro nikt nie wie, to i ty się nie dowiesz i tylko stracisz czas), to gdzieś tam jednak uchylą się drzwiczki do krainy czarów.

poniedziałek, 7 maja 2018

Nierzeczywistość



Czy wszystko nie jest dziwne? Świat. Niebo, kolory, pomieszczenia, dzianie się - cały ten ład, przyczynowość i brak przyczyny. Najważniejsze, żeby odkryć co to za miejsce i co tu się dzieje. Ktoś odpowie, że nie jesteśmy do tego zdolni i warto tylko wypełniać swój czas jakimś mniej lub bardziej sensownym działaniem. Ale przecież takie tłumaczenie jest elementem tej samej, dziwnej, podejrzanej całości. Należy do tej dziwności i z niej wypływa, więc nie warto mu zawierzać. O tym jaka jest prawda mogę przekonać się tylko sam i tylko wykraczając poza opinie, sądy i zbudowane na bazie przeświadczeń wyobrażenia. Przede wszystkim, poza wyobrażenie o sobie i swoich ograniczeniach.
Pytanie więc brzmi: Czym jest to, co zdaje się mieć byt? Albo prościej, zupełnie prosto, patrząc i słuchając, czując: Co to jest?

Kiedyś już pytałem o to siebie, będąc jak w zamkniętym pudełku z lustrem udającym niebo. Ale może to niebo jest jednak prawdziwe i nie ma dalej żadnej innej, nieskończonej sfery?
Zbyt to proste, zbyt oczywiste... Budzi powracające wątpliwości. Tym bardziej jeszcze zadziwia przeczucie konieczności wszystkiego. Jest tak, jakby ktoś chciał żebym uznał realność pułapki, w której mnie zamknięto i zgodził się na jej umniejszające ograniczenia, mimo że na każdym kroku wywołuje ona poczucie absurdu.
Niedorzeczność? Być może, ale co jeśli tylko w niej pozostała jeszcze jakaś wąska szczelina, przez którą prześwieca słabe światełko prawdy?