Skoro tak, to ubieganie się o spełnienie, nawet poprzez twórczość, wydaje się jakąś czynnością zastępczą, otumanianiem się i orzeźwianiem na przemian – czymś w rodzaju picia piwa w upalny dzień. Nic się tutaj nie odkrywa, ani nie tworzy. Nic, co by przetrwało bezwzględnie. Jedynie przyjemnie zabija się czas w porze upałów.
I rysuje się też druga perspektywa - ta staje się z czasem ciekawsza. Coraz więcej ufa się przeczuciu, że może być ona czymś więcej, niż obiecującą eskapistyczną iluzją. Rzeczywistość mocno już pachnie fikcją i ma się wrażenie, że w świecie zawiera się jakiś podstęp, który odciąga uwagę od tego jak jest naprawdę. Jednak prawda wydaje się teraz już możliwa, bo coraz wyraźniej widać absurdalność opisu świata przez to tylko, co dane. Przez to, co znamy. Wszyscy myślą tylko tym, co znają; przyjmują narzuconą konwencję gry. Jednak, gdyby wykroczyć poza nią i podważyć… Moje myśli okazują się w takim samym stopniu moje, jak twoje. Ani moje, ani twoje. Nie ja nimi manipuluję. Patrzę na nie, udając że nimi jestem, ale nawet nie jestem tym, co by te myśli obserwowało, bo to coś jest podobne do membrany i samo w sobie nie ma żadnej niezależności. Myślę, że wybieram, ale nie ja wybieram. Membrana wibruje tylko nie swoją wolą. Jakąś wolą mocy. Nie czyjąś nawet. Swoją samą.
Wydaje się więc teraz, że gdyby przyjrzeć się temu wystarczająco blisko, zapominając co się sądzi powszechnie (że lepiej pijąc piwo cieszyć się upalnym dniem, bo skoro nikt nie wie, to i ty się nie dowiesz i tylko stracisz czas), to gdzieś tam jednak uchylą się drzwiczki do krainy czarów.