Caspar David Friedrich, Krajobraz zimowy z kościołem |
Któregoś zwykłego dnia, mając dużo czasu i nic specjalnego do osiągnięcia, poszedłem posiedzieć w pustym kościele. Chodziło o to żeby skupić się na znaczeniu pustki tego miejsca, albo raczej sprawdzić jakie znaczenie może odsłaniać fakt nieobecności w nim tego, co w założeniu ma być w nim obecne i decydować o jego istocie.
Obracałem w myślach słowa Mircei Eliadego, który zapytany co sądzi o ogłoszonej przez Nietzschego śmierci Boga, stwierdził, że nie pierwszy to już raz w historii religii, kiedy bóstwo wycofuje się lub znika, stając się niedostępne człowiekowi. Takie jest znaczenie pojęcia deus otiosus, boga pasywnego, do którego nie dociera już nic co ludzkie, i który na nic ludzkiego już nie spogląda. Taki wycofany bóg pozostawia po sobie przestrzeń, w której pojawiają się inni, bliżsi człowiekowi bogowie.
Rozmyślałem więc o tym, jak to się dzieje, że sakralna przestrzeń potrzebuje opustoszenia, żeby zrodziło się w niej coś żywego. Jak to się dzieje, że potrzeba tam nicości żeby mogło powstać coś. Ale stopniowo odsłoniło mi się pytanie podejrzliwe: co sprawia, że tego szukam i do czego prowadzi mnie to zapytywanie? Zacząłem myśleć o tym przez pryzmat korzyści z odnalezienia. Bo co by to było, gdyby naprawdę przestał dręczyć człowieka ten wewnętrzny brak, który każe mu obracać się wokół siebie i wrzucać do niego - jak do studni - cokolwiek, co na chwilę odciągnie uwagę, albo wywoła złudzenie, że się może tym razem wreszcie udało zapchać, wypełnić.
I w miarę jak o tym myślałem, ukazało mi się coś odwrotnego. W pustą przestrzeń po śmierci boga trzeba patrzeć nie ze względu na siebie albo innych. Nie ze względu na jakąkolwiek funkcję czy korzyść. Trzeba patrzeć dla samej tej pustej przestrzeni i tego co się tam rodzi lub nie rodzi. Bo to jest jedyne możliwe spojrzenie w nienazwane i nienazywalne. Jeśli tam nie ma nic, to tym bardziej, właśnie tam pozostaje patrzeć.
Siedząc w pustym kościele nie mogłem skupić się na tej myśli. Zbyt wiele tam było cieni bogów i duchów, które rozpraszały mnie, udając że żyją wciąż. Tak naprawdę, zanim wszedłem do środka myślałem to wszystko, ale myślałem też po tym jak już wyszedłem z poczuciem zawodu. Pusty kościół - ta święta przestrzeń chroniąca nienazywalny brak - był we mnie wcześniej.