Nie tylko nie ma sensu nikogo obarczać winą za cokolwiek (ponieważ musiało się stać, co się stało), ale nawet obarczanie go winą (ponieważ - na ten przykład - tak podpowiadają mi uczucia) również jest zasadne i uprawnione, kiedy przyjmiemy, że skoro coś się dzieje, to znaczy, że dziać się musi. Zatem, to nasze nierozumne uczucie i niesprawiedliwe chcenie, także jest uprawnione. Błąd przestaje być błędem, skoro nie istnieje wolny wybór. A wybór jest uwarunkowany zawsze, ponieważ nie jesteśmy rozumem absolutu. Wyobrażamy go sobie jednak wciąż, jako jakąś metaperspektywę i nazywamy ją wolną wolą, która jest rzekomo w naszym posiadaniu. To całkiem zabawne, kiedy spojrzeć na to z boku.
Gdyby jednak istotnie coś takiego jak wolny, nieuwarunkowany wybór mogło istnieć, musiałoby być osią rzeczywistości - samą w sobie, wolną od uwarunkowań przyczyną wszelkich dalszych zdarzeń. I musiałoby w każdym swoim akcie woli wolne być także od uzależnienia od innych swoich aktów woli i ich skutków. Owszem, jest do pomyślenia taka dziwna rzeczywistość. Jednak gdyby była ona „prawdziwa”, wtedy wszelka obserwowana w niej przyczynowość musiałaby być jedynie pozorna.
Dopóki więc wciąż chcemy wierzyć w przyczynę i skutek, które umożliwiają nam budowę maszyn i odróżnianie dnia od nocy, wola musi być zaprzeczeniem wolnego wyboru. Musi pozostawać żywiołem - siłą uwarunkowaną inną siłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz