Przeczytałem dziś rano o pogrzebie Attyli, którego pochowano w trumnie, jak pisał Jordanes, „z trzema metalowymi płaszczami”: złotym, srebrnym i żelaznym. Rozmyślałem potem, co on mógł sobie myśleć o życiu. Raczej szybko zorientował się w swojej samotności i została mu jedynie siła. Zapewne także prawda tej siły. Jak drapieżnemu ptakowi. Znana jest opowieść jak to przyjmował bizantyjskich posłów w stroju prostym, niebarwionym, otoczony dworzanami, z których kapało złoto i srebro. Znaczący obrazek.
Chyba brzydził się starością. Jeśli tak, to znaczy, że piękno było najważniejsze. A potem przeczytałem, że umarł pijany na własnym ślubie. O ile tak faktycznie było, to przecież tylko pozorne naruszenie wizerunku estety. Tak, czy inaczej, pamięć w ludziach jest niepewna. Zawsze niesprawiedliwa. Opowiadano o nim potem nawet na Grenlandii. Chociaż, czy o nim właściwie? Nazywano go tam Atlim. Żył sobie kiedyś niejaki Atli i warto o nim zaśpiewać pieśń. Gdzie żył? Kiedy? Gdzieś, w jakimś illo tempore... Nikt cię nie zna, nikt nie widzi tego, co ty widzisz. Nawet bogowie. A może oni jednak? Opowiadamy sobie o innych nasze własne fantazje.
Więc co z pięknem, które przeżywasz? Trzeba by mu nadać jakiś byt własny. Inaczej zniknie w pustce jak wodospad. Prawda, dobro, czy piękno? Każde z nich przeczy pozostałym. Które wybieram? Bo należałoby wybrać. Nie da się przecież wszystkich ich szanować jednocześnie. Chyba że okazuje się właśnie, że to nie ja wybieram. Więc piękno, czy prawda? Prawda - może tylko dlatego, że piękno nadaje jej znaczenie. Zwłaszcza, gdy wydają się leżeć z dala od siebie. Ale piękno - samo w sobie nawet... Także na przekór prawdzie. Trudna zagadka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz