sobota, 24 września 2022

O znikaniu, którego nie widzimy

Umarł naczelnik więzienia, w którym zamknąłem się dobrowolnie. Z tej okazji początkowo nie rozmawialiśmy o nim. Potem zaczęliśmy się zastanawiać jak to możliwe, że przestał istnieć. Następnie zaś, zastanawialiśmy się, kiedy to się stało – kiedy przestał istnieć. Ostatecznie, zadawaliśmy sobie pytanie, czy istniał kiedykolwiek.

Są rzeczy uczuciowo emocjonalne i są rzeczy nie uczuciowo emocjonalne. Tych rzeczy nie odczuwa się, lecz widzi. Dostrzega się je od razu jako dziwność, jako prześwit zza zasłony znanego, ułożonego, rozumianego – zza zasłony świata.

Zniknął więc. Lecz kiedy? Czy już wtedy, kiedy przestał się pojawiać, choć przecież dochodziły nas wieści, że żyje, że jest? Co, jeśli już wtedy go nie było, a my jedynie wierzyliśmy, że gdzieś tam, sobie samemu, czy komu innemu, jest? Przeczuwaliśmy. Czuliśmy, ufając odczuciom.

A może zniknął dopiero w tym dole wykopanym łopatami? Zniknął dla nas. Jeśli nawet wtedy dopiero - żegnany przez zgromadzenie, zamykające opowieść o nim chwilą jego uroczystego zakopania w dole ziemnym - to tam, na tym końcu opowieści o jego byciu pojawiło się coś bardzo dziwnego. Pojawiło się zniknięcie. Zniknięcie lekko stuknęło w powierzchnię świata, niczym ceramiczna kulka w szybę. I pojawiła się tam mała szczelina. Zniknięcie jednak okazało się nie być jedynym zniknięciem. I jak krople deszczu ukazywać się poczęły kolejne zniknięcia. Wszędzie wokół zadudniło i zabłysnął w tej dudniącej ciszy wszechświat zniknięć. Przez krótką zadziwiającą chwilę znikało wszystko. Znikało, ale nikt tego nie dostrzegł. Wszyscy byli odwróceni plecami. Oni nie mieli wejść w to rozszczepienie, nie mieli chcieć istnienia tej szczeliny, która rozszczepia każdą chwilę. 

Patrzyli na opowieść przyciągani hipnotyczną jej formą. Całkiem w nią wciągnięci.

I nagle, tak jakby tamto jego zniknięcie niczego nie zmieniało, zamknęło się rozszczepienie. Zamknęła się ziemia. Skończone.

Lecz przecież, kiedy zniknął? I czy znikał już wcześniej? Dlaczego nie ma go w tej chwili? A może nie zniknął nigdy, bo nigdy się nie pojawił? Widzieliśmy go, owszem...

Lecz przecież, w tej chwili nie ma go, więc jest tak, jakby nie pojawił się nigdy. Reszta jest opowieścią, która skrywa. Tak, jak hipnotyczna mantra wszechświat zniknięć skrywająca, jest opowieścią. Do niej to należy ciepłe „my razem” - wobec rozszczepienia, wobec znikania. I by mogło się utrzymać, potrzebuje wciąż odwracać się plecami do rzeczy zniknięć, od wewnątrz kruszących skorupkę świata.

Więc nie było go, choć mówi się o jego zniknięciu. I choć wszystko znika wciąż, a to najdziwniejsza z dziwnych chyba rzecz - że znika coś, co było – mantry będą powtarzane w każdym języku dzisiaj istniejącym i w każdym, który powstanie. Bo musi pozostawać ukryte przed człowiekiem to dudniące ciszą znikanie.


wtorek, 6 września 2022

Poza hyle

Rembrandt, Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem

Z wyjątkiem stanów natchnienia postrzegam świat trywialnie. Bierze się to stąd, że nieświadomie przyjmuję uwspólnioną, współczesną zupełnie i błahą jego wizję, jako czegoś w swojej fizyczności skończonego, jakiegoś odpychającego mechanizmu-pułapki, z którym jedynie walczyć warto i to na jego tylko zasadach. A walka ta z góry skazana na porażkę. I im bliżej mi tej poniedziałkowej „hyle” (która nie tylko w poniedziałku przecież mieszka), tym bardziej mnie ta perspektywa krępuje i dusi. Nie widać z niej wyjścia, wyzwolenia. Próżny trud, próżna twórczość, bo do niczego nie prowadzi ostatecznie, ani od niczego nie ratuje.

Inaczej, kiedy odczuję boskie natchnienie. Nawet to tragiczne i groźne. Wtedy nie ja już, nie mój los, i nie wyzwolenie, nie przyszłość, ale dzieło, do którego wyrywa się serce – ono to staje się ważne samo dla siebie. Na pytanie po co ten trud, odpowiada serce: Nie ma w tym trudu. To wysiłek lekki jak taniec. Nawet, gdyby był to taniec do upadłego. 

A byt - nie jak świat zamknięty ludzkich oczu – staje się wtedy sobą niepoznanym! Otwarty, niemechaniczny, nieograniczony. 

Świat? Świat traci swoją wszelką dookreśloność. Nie ma już świata. Jest byt żywy.

Więcej jeszcze chce się o tym powiedzieć, bo pod wpływem tych natchnień nie sprowadza się już wszystkiego – bogów, ludzi, zdarzeń, życia samego - do reguł ekonomiki materii, energii... Do tych upupiających schematów, pozbawiających czaru i barwy wszelki czar. Do tych kół ratunkowych ucieczkowej, rozedrganej psychiki, która uniknąć chce łatwym sposobem grozy życia. A kiedy jej już umyka, umyka też całemu tego życia pięknu i znaczeniu. Ratuje się w wydmuszkach bytu, które ją mamią pozorem spokoju. Lecz tam spokoju nie ma. Jest niepokój wieczny bezustannej ucieczki bez dna, bez celu. 

Natchnienie mówi: zawróć i przyjmij niedoskonałe, męczące, straszne - jak pełnię i doskonałość. Przestań się trudzić swoją ucieczką. Nie szukaj błogości. Nie pragnij odpoczynku.