piątek, 3 lutego 2017

"Imperator" - sen


Śnił mi się budynek, niby zrujnowany pałac, zbudowany na planie trzech okręgów ułożonych w trójkąt. Największe z okrągłych pomieszczeń, znajdowało się nieco poniżej dwóch pozostałych. Wszystkie trzy sale połączone były korytarzami. Kończyła się właśnie jakaś bitwa, w której moja strona zwyciężała. Trupy przeciwników leżały wszędzie wokół. Nagle coś się odmieniło. Nadszedł impuls, który w jakiś sposób sprawił, że część poległych zaczęła się podnosić. Przez chwilę poczułem radość na myśl o przedłużeniu walki z nimi, ale wtedy pojawiło się złowieszcze odczucie, albo może głos, który zakomunikował: „imperator”. Gdzieś na granicy percepcji zobaczyłem ogromną postać zbliżającą się do nas, albo unoszącą z tego pobojowiska. W pewien sposób materializowała się jako przytłaczające, nieuniknione zagrożenie. Ludzie wokół mnie przygotowywali się do walki z tym czymś. Przygotowania polegały na wygrzebywaniu z piasku jakiejś dziwnej broni z zielonego szkła – archaicznych pistoletów i strzelb, pustych w środku. Nie wiedzieliśmy jednak jaką amunicją należy je załadować, więc wydawały się bezużyteczne. Większość obrońców ustawiła się przy wrotach oddzielających korytarz - między dwiema mniejszymi salami, nad którymi utrzymywaliśmy kontrolę - od dużej sali, do której prowadziły schody w dół. Stamtąd zbliżał się do nas „imperator”. Przez okna i częściowo przejrzyste ściany widzieliśmy jego postać. Miał wysokość dwóch i pół człowieka i był groteskowo zwalisty. Cała jego potworna sylwetka emanowała grozą i wywoływała przeczucie nieuchronnej, powolnej i przy tym boleśnie świadomej śmierci. Kiedy widziałem jak wyważa wrota, pomyślałem że nie sposób z nim walczyć. Mimo to, ludzie zgromadzeni na przedzie próbowali atakować go jakimiś włóczniami. W tym czasie stałem przy drugich wrotach, w jednym z wyżej położonych okrągłych pomieszczeń, mając świadomość że „imperator” bez trudu pokonując pierwsze szeregi obrońców, za chwilę dotrze tutaj. Zastanawiałem się co mogę zrobić, żeby go zranić. Wydawało się to niemożliwe, a o ucieczce również nie było mowy. Byliśmy zamknięci w pułapce z potworem, który nieuchronnie jak się wydawało, zabije nas wszystkich.

Wtedy z jakiegoś powodu zasnąłem, albo straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem i wyszedłem z sali na korytarz, okazało się, że walka się skończyła. Obrońcy, których pozostało niewielu (wśród nich także kobiety), tańczyli trzymając się za ręce. Byli wyraźnie zmęczeni, bo wyglądało na to, że tańczą od wielu godzin. Śpiewali przy tym coś w rodzaju: „o leli leli lej”. Zobaczyłem leżące poniżej schodów nieruchome ciało „imperatora”. Było całkiem poczerniałe. Wiedziałem, że taniec w jakiś sposób go powstrzymał, ale jego sen nie potrwa długo, bo nie będziemy w stanie tańczyć bez przerwy. Na twarzach ludzi wokół mnie wypisana była desperacja. Niektórzy chwiali się już na nogach, mimo to nie przestawali tańczyć, trzymając się za ręce i śpiewając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz