Rembrandt, Filozof pogrążony w medytacji |
- Po co wam takie plugastwo jak dłoń wisielca, albo spodnie ze skóry nieboszczyka? – zapytywał gospodarz domu, w którym panował półmrok, przecinany na dwoje tylko pojedynczym snopem światła, wpadającym przez małe okienko. Światło odsłaniało rozstawione wokół retorty, alembiki, tygle i księgi.
- Czy nie moglibyście obyć się bez nich? Bez tych wszystkich oczu żab i nietoperzych języków? – pytał alchemik. – Do czego tak naprawdę są wam potrzebne, panie Twardowski?
Mężczyzna siedzący po drugiej stronie stołu pogładził siwiejącą, czarną brodę. Oko mu zabłysło.
- Czerpiemy siłę z tego co nieczyste i odrzucone, co wzgardzone przez ludzi. To właśnie, sprawia że duch czarnoksiężnika może trafić do miejsca ludziom obcego. Do świata, którego człowiek nie zniesie. Świata pod matowym niebem. Nasza sztuka potrzebuje oddzielenia od tego co jasne i dzienne, co zwykłe, znane, co akceptowane i poprawne. Potrzebuje więc przywoływania demonów, gniewu, grozy, wstrętu. Wzbudzenia zadziwienia. Dziwności – wypowiedział to słowo ze szczególnym namaszczeniem. - Tak, dziwność jest tu najważniejsza. Niby klucz, otwiera pierwszą bramę poza świat. Im wyraźniejsza dziwność, tym silniejszym nurtem płynie rzeka mocy. Nawet melancholia, ta ciemna noc myśli, pomaga nam w dokonaniu operacji. Wzbudzamy ją w sobie, przywołujemy, żeby wykorzystać tak, jak artysta korzysta z natchnienia. Gdybym mógł szybko przywołać tę moc, bez żadnych przedmiotów, słów, czy melodii, to tak bym czynił i czasem rzeczywiście, udaje mi się... Ale kiedy do wykonania jest wielkie i trudne dzieło, muszę połączyć ze sobą nawet kilka źródeł, które nazywasz plugawymi.
- To przecież rzeczy przeciwne życiu i pięknu! – alchemik żachnął się. - Bo jak można żyć i cieszyć się smakiem, ciepłem, dotykiem, a jednocześnie napawać się rozkładem i zniszczeniem? Pozwól mi to zrozumieć. Sztuka królewska określa to, o czym mówisz jako "nigredo", pierwszą fazę procesu transmutacji. Jest to faza pierwotnego chaosu i zaciemnienia. Należy ją pokonać, by przejść dalej ku doskonaleniu dzieła...
- Czy nie wszystko co smaczne, w innych okolicznościach, czy w innych ustach, wydać by się mogło obrzydliwe i potworne? Jeśli ktoś taki, jak choćby nasz szanowny burmistrz, człowiek bogobojny, rodzinny i przykładny, dziś nie zjadłby ze smakiem swoich dzieci, to nie znaczy, że nie zrobi tego jutro. W rzeczy samej, czy uznamy coś za czyn piękny, czy odrażający, zależy od tego jaką wartość włożymy w niego, lub jaką wkłada w niego ta siła, którą cenimy najbardziej, a która powoduje nami. Cel operacji nie jest w czarnej sztuce najważniejszy. Nie są też najważniejsze pieniądze, rozkosz, czy szkoda wyrządzona wrogowi. Liczy się droga, która odkrywa dziwną prawdę i sama w sobie staje się upragnionym celem.
- Twierdzisz więc, że czarnoksięstwo jest sztuką, która podobnie do sztuki królewskiej, ważna jest dla samej siebie?
- Kiedy przychodzi moc, to jest ona podobna do gorącego wiatru. Czy wzbudza go jakiś bóg? Nie wiem. Żyją czarnoksiężnicy, którzy, by go przyzwać zwracają się do bogów. Są też tacy, którzy czekają aż on zawieje niewezwany. Dlaczego jednak ktoś wybiera dobrowolne opowiedzenie się po stronie ciemności? Otóż, nie wybiera. Tak naprawdę żaden z nas nie pragnął dla siebie swojej ścieżki. Znaleźliśmy się na niej, bo wybrał ją dla nas los.
- Czy nie moglibyście obyć się bez nich? Bez tych wszystkich oczu żab i nietoperzych języków? – pytał alchemik. – Do czego tak naprawdę są wam potrzebne, panie Twardowski?
Mężczyzna siedzący po drugiej stronie stołu pogładził siwiejącą, czarną brodę. Oko mu zabłysło.
- Czerpiemy siłę z tego co nieczyste i odrzucone, co wzgardzone przez ludzi. To właśnie, sprawia że duch czarnoksiężnika może trafić do miejsca ludziom obcego. Do świata, którego człowiek nie zniesie. Świata pod matowym niebem. Nasza sztuka potrzebuje oddzielenia od tego co jasne i dzienne, co zwykłe, znane, co akceptowane i poprawne. Potrzebuje więc przywoływania demonów, gniewu, grozy, wstrętu. Wzbudzenia zadziwienia. Dziwności – wypowiedział to słowo ze szczególnym namaszczeniem. - Tak, dziwność jest tu najważniejsza. Niby klucz, otwiera pierwszą bramę poza świat. Im wyraźniejsza dziwność, tym silniejszym nurtem płynie rzeka mocy. Nawet melancholia, ta ciemna noc myśli, pomaga nam w dokonaniu operacji. Wzbudzamy ją w sobie, przywołujemy, żeby wykorzystać tak, jak artysta korzysta z natchnienia. Gdybym mógł szybko przywołać tę moc, bez żadnych przedmiotów, słów, czy melodii, to tak bym czynił i czasem rzeczywiście, udaje mi się... Ale kiedy do wykonania jest wielkie i trudne dzieło, muszę połączyć ze sobą nawet kilka źródeł, które nazywasz plugawymi.
- To przecież rzeczy przeciwne życiu i pięknu! – alchemik żachnął się. - Bo jak można żyć i cieszyć się smakiem, ciepłem, dotykiem, a jednocześnie napawać się rozkładem i zniszczeniem? Pozwól mi to zrozumieć. Sztuka królewska określa to, o czym mówisz jako "nigredo", pierwszą fazę procesu transmutacji. Jest to faza pierwotnego chaosu i zaciemnienia. Należy ją pokonać, by przejść dalej ku doskonaleniu dzieła...
- Czy nie wszystko co smaczne, w innych okolicznościach, czy w innych ustach, wydać by się mogło obrzydliwe i potworne? Jeśli ktoś taki, jak choćby nasz szanowny burmistrz, człowiek bogobojny, rodzinny i przykładny, dziś nie zjadłby ze smakiem swoich dzieci, to nie znaczy, że nie zrobi tego jutro. W rzeczy samej, czy uznamy coś za czyn piękny, czy odrażający, zależy od tego jaką wartość włożymy w niego, lub jaką wkłada w niego ta siła, którą cenimy najbardziej, a która powoduje nami. Cel operacji nie jest w czarnej sztuce najważniejszy. Nie są też najważniejsze pieniądze, rozkosz, czy szkoda wyrządzona wrogowi. Liczy się droga, która odkrywa dziwną prawdę i sama w sobie staje się upragnionym celem.
- Twierdzisz więc, że czarnoksięstwo jest sztuką, która podobnie do sztuki królewskiej, ważna jest dla samej siebie?
- Kiedy przychodzi moc, to jest ona podobna do gorącego wiatru. Czy wzbudza go jakiś bóg? Nie wiem. Żyją czarnoksiężnicy, którzy, by go przyzwać zwracają się do bogów. Są też tacy, którzy czekają aż on zawieje niewezwany. Dlaczego jednak ktoś wybiera dobrowolne opowiedzenie się po stronie ciemności? Otóż, nie wybiera. Tak naprawdę żaden z nas nie pragnął dla siebie swojej ścieżki. Znaleźliśmy się na niej, bo wybrał ją dla nas los.
Dobre
OdpowiedzUsuń