Twórczość jest formą buntu. Bywa bardziej lub mniej napędzana buntem przeciwko rzeczywistości i jest znacząca tylko jako sposób wyjścia ze znienawidzonej współczesności. Staje się wtedy najważniejszą aktywnością. Przeszłość i przyszłość są formami mitu, który snujemy sami dla siebie, ponieważ nie znosimy teraźniejszości. Jej banalna zgoda na to co jest - na brzydotę, na pospolitość - jest nie do przyjęcia, dlatego wymaga ciągłego zaprzeczania. Pospolitość i brzydota to cechy każdej współczesności. Przeszłość ma nad nią tę wyższość, że grzebie je w zapomnieniu, zaś przyszłość w ogóle nie chce ich widzieć. Bunt szuka więc wyniesienia poza szare, martwe za życia społeczeństwo przystosowanych. W wyniesieniu tym upatruje zbawienia - wejścia do jakiegoś życia prawdziwego i ratunku od śmierci z bezsensu. Próbuje porozumieć się ze światem i odnaleźć we współczesności miejsce dla siebie - w tym „co jest”, a nie „było” lub „ma być”, umieć odnajdować piękno. Brzydota i pospolitość sprawiają, że bunt powraca wraz z bólem, by nam towarzyszyć i konstytuować ludzki świat.
Czasem da się odczuć i niemal zobaczyć grupę duchów, które się na swojej drodze przygarnęło, i które stają obok, jako wsparcie. Szepczą wtedy słowa przypomnienia o ukrytym, o treści która domaga się zaistnienia, o tym co należy chronić i pielęgnować, podsycając w sobie płomień oporu przeciw zastanemu.
Największym problemem i czynnikiem depresyjnym bywa tutaj stereotypowe przekonanie, że z buntu się wyrasta i jest on zawsze objawem niedojrzałości, że należy go z siebie usunąć jako infantylny relikt okresu dorastania. Poddanie się temu przeświadczeniu sprawia, że jeszcze trudniej znieść ludzi, którzy reprezentują postawę skrajnej uległości wobec świata i życia. Zwłaszcza uległości religijnej.
Bunt dojrzały, znający siebie samego – taki, który obdarza zgodą na rolę wiecznego opozycjonisty – staje się jedynym oparciem w zmienności wiecznego „teraz”, w egzystencji, pozbawionej jakichkolwiek stałych wartości.
Odrzucając każdy schemat, zwłaszcza własny - automatycznie narzucający się - nie poddawać się koleinom, poszukując wciąż nowych dróg. Z energią, lecz bez mozołu. Drogi te, to ścieżki w gęstym lesie. Jednak stąpa się po nich lekko. Znakiem właściwej ścieżki jest entuzjazm. Koniecznością by się na niej utrzymać - nieustanne wykraczanie poza konwencje.
Świadomość takiej roli implikuje gotowość do walki. I w tym miejscu rodzi się spokojna akceptacja, z której następnie wypływa podniecenie przygodą, wyczekiwaną niczym przynależne nam, chociaż wciąż nieznane, dziedzictwo – obudzenie nie tylko świadomych, ale też ukrytych władz ducha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz